Forum Forum o wampirach i dla wampirów Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Książki, poezja   ~   Przeklęty.
fallenar
PostWysłany: Sob 0:17, 02 Sty 2016 
Moderator


Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 184
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna


Była upalna sierpniowa noc. Adam czuł na dłoniach ogrom ludzkiego cierpienia. Miliony spoconych istot tęskniło za zimą. Ale nawet w najgorszą pogodę, w mroźne styczniowe wieczory, smagane suchym wiatrem, dłonie Adama pozostawały miękkie, wilgotne, ciepłe i wrażliwe. Jego szczupłe palce zwężały się w niezwykły sposób. Kiedy na przykład chwytał jakiś przedmiot, to jakby wtapiał dłoń w jego powierzchnię. Gdy cofał rękę, brzmiało to niczym westchnienie. Codziennie, nocą, bez względu na pogodę, Adam pojawiał się w ciemnym zaułku za restauracją Rosa i przetrząsał ogromne pojemniki na śmieci w poszukiwaniu przypadkowo wyrzuconych srebrnych sztućców. Rosa dbał o swą renomę i nie prowadził taniego baru, więc Adam zwykle wracał z jakimś łupem. Mniej więcej co dwa tygodnie udawało mu się uskładać pełny komplet noży, łyżek, łyżeczek i widelców, który sprzedawał potem w jednym z okolicznych sklepów ze starzyzną. Zarabiał przynajmniej tyle, żeby mieć na wino. Zbieranie sztućców było jego jedynym źródłem utrzymania. Adam na swój sposób potrafił być zdumiewająco sprytny. W tamten wtorek, na początku sierpnia, jego spryt został wystawiony na najcięższą próbę. Kiedy pojawił się w zaułku na poszukiwania, zamiast sreber znalazł nieprzytomną dziewczynę. Leżała oparta o ostatni śmietnik, twarzą do ceglanej ściany, przyciskając ręce do drobnych piersi, niczym dziecko pogrążone we śnie. Ale tania, obcisła i krótka sukienka zdradzała, że nie była dzieckiem. Blade ciało połyskiwało jak słaby płomień oglądany przez ciemne okulary. Poza tym Adam niewiele widział.
-Proszę pani? zagadnął i pochylił się nad nią… Nie odpowiedziała. Nie poruszyła się. Ukląkł obok i nią potrząsnął, lecz nie mógł jej dobudzić. Coś zadźwięczało, kiedy przewrócił dziewczynę na plecy, żeby spojrzeć na twarz. Potarł zapałkę i w migotliwym świetle zobaczył praktyczny zestaw dla ćpuna. Strzykawkę, osmaloną łyżkę, blaszany kubek, na wpół spaloną świeczkę i kilka porcji białego proszku, opakowanego w folię. Mógłby ją tak zostawić i pójść w swoją stronę. Jako zatwardziały pijak nie lubił i nie rozumiał narkomanów. Ale coś jeszcze dostrzegł w blasku płonącej zapałki. Coś, co go zaciekawiło. Dziewczyna miała regularne rysy, zadarty piegowaty nosek i pełne usta, które w przedziwny sposób zachowały niewinną świeżość, chociaż zarazem tchnęły zmysłową rozkoszą. Adam nie umiał odejść. Nigdy w życiu nie widział tak pięknej istoty.
Proszę pani? powtórzył i znów potrząsnął ją za ramię. Wciąż nie odpowiadała. Rozejrzał się, ale na szczęście w zaułku nie było nikogo, kto mógłby mylnie odczytać jego intencje. Szybko pochylił się nad dziewczyną, chcąc zbadać, czy jej serce bije. Biło, choć słabo. Podsunął jej pod nos wilgotną rękę i poczuł delikatny powiew ciepłego oddechu. Żyła. Podniósł się i wytarł dłonie o brudne, wygniecione spodnie. Rzucił przeciągłe żałosne spojrzenie na niezbadaną toń śmietników i podniósł dziewczynę z ziemi. Była lekka jak piórko. Niósł ją jak młodożeniec wkraczający w progi pokoju, lecz nie myślał o nocy poślubnej. Serce waliło mu jak młotem, bo nie przywykł do takiego wysiłku. Doszedł do końca uliczki, przebiegł przez pustą aleję i zniknął w następnym ponurym zaułku. Dziesięć minut później wszedł do sutereny i wciągnął dziewczynę do środka.

***

Położył ją na łóżku, zamknął drzwi na klucz i zapalił słabą lampkę w kloszu zrobionym z gazety. Dziewczyna wciąż oddychała. Adam siedział i patrzył na nią, zastanawiając się, co dalej. Teraz, kiedy ją tu przyniósł, zupełnie się pogubił. Zły na siebie, że nie potrafi zebrać myśli, wyszedł z domu, starannie zamknął drzwi i po własnych śladach poszedł na tyły restauracji. Znalazł torebkę dziewczyny, wrzucił do niej heroinę i pozostałe rzeczy, a potem, gnany jakimś niepokojem, czym prędzej wrócił do siebie. Zupełnie zapomniał o sztućcach w śmietniku Rosa. Usiadł na krześle koło łóżka i przetrząsnął zawartość torebki. Wyjął strzykawkę i świeczkę, połamał je i wyrzucił do kubła. W łazience podarł paczki z heroiną i wszystko wsypał do sedesu. Blaszany kubek służył jako lichtarzyk do świeczki, nad którą dziewczyna gotowała na łyżce kolejne dawki proszku. Adam położył go na podłodze i rozdeptał na płasko. Umył ręce, wytarł je w podarty hotelowy ręcznik i poczuł się dużo lepiej. Oddech dziewczyny stał się płytki i nieregularny. Twarz miała szarą, po czole spływały jej błyszczące krople potu. Adam stanął nad nią, zrozumiał, że umiera, i był przerażony. Przycisnął ramiona do piersi i wsunął dłonie pod pachy. Poczuł, że czubki palców ma okropnie mokre. Niejasno zdawał sobie sprawę, że jego „ręce potrafią dużo więcej”, niż tylko znaleźć srebro ukryte pod śmieciami. Nie chciał jednak do końca badać ich możliwości. To było zbyt niebezpieczne... Z rozchwianej szafki wyciągnął butelkę wina i upił łyk prosto z gwinta. Smakowało jak woda. Wiedział, że to mu nic nie pomoże. Nie potrafił się uspokoić na widok dziewczyny leżącej w jego łóżku. Ręce dygotały mu ze strachu. Odstawił butelkę na bok. Nie chciał używać dłoni do czegoś innego niż zbieranie sztućców. Teraz jednak nie miał wyboru. Inne, głębsze potrzeby zmuszały go do tego. Dziewczyna była bardzo piękna. Nawet skurcz nie potrafił zniszczyć jej regularnych, miękkich rysów. Adam zupełnie nieświadomie wpadł w pułapkę jej urody jak w delikatną pajęczynę. Dłonie poprowadziły go do łóżka. Kroczył za nimi niczym ślepiec macający drogę w nieznanym otoczeniu. Aby jednak zabieg się udał, musiał ją rozebrać…
Dziewczyna nie miała pod spodem bielizny. Miała małe, jędrne i sterczące piersi. W talii była trochę za szczupła, pod skórą rysowały się ostre kości bioder. Na pewno nie dojadała już od dłuższego czasu, lecz mimo to jej długie nogi zachowały nieskazitelne kształty. Adam podziwiał ją jak dzieło sztuki, a nie jak obiekt pożądania. Prawdę mówiąc, nie znał się na kobietach. Aż do dzisiaj żył w bezpłciowym świecie, z dala od reszty społeczeństwa, z powodu dłoni, które dla kochanka stałyby się prawdziwym darem losu. Położył ręce na skroniach dziewczyny, pogłaskał ją po włosach i przesunął koniuszkami palców po jej czole, policzkach i buzi. Wyczuł puls na szyi, lekko nacisnął piersi, brzuch i nogi, szukając źródła jej choroby. Po chwili już wszystko wiedział. Przedawkowała. Poznał też dużo gorszą prawdę, w którą nie chciał z początku uwierzyć.
Ona zrobiła to świadomie… Rozbolały go dłonie. Dotknął jej znowu. Rozwartymi rękami kreślił obszerne koła, aż po pewnym czasie stracił rozeznanie, gdzie kończą się jego palce, a zaczyna jej gładka skóra. Dwa ciała „stopiły się nawzajem”. Były niczym dwie chmury dymu zmieszane podmuchem wiatru. Po półgodzinie dziewczyna wyszła ze śpiączki. Teraz po prostu spała. Adam ostrożnie położył ją na brzuchu i zaczął masować jej ramiona, plecy, pośladki i nogi. Potem niespiesznie wrócił do punktu wyjścia. Przesunął dłonią wzdłuż kręgosłupa, potarł głowę i starał się nie myśleć z podziwem o jej urodzie. Oddawał jej własną siłę. Kwadrans później nie tylko wyrwał ją z obecnego stanu, lecz przy okazji… na zawsze uleczył z narkomanii.
Pochorowałaby się, gdyby znów sięgnęła po strzykawkę. Zadbał o to… oczywiście dłońmi. Potem wygodniej rozparł się na krześle i zasnął. Zerwał się godzinę później, trapiony koszmarami, których nie umiał dobrze zrozumieć. Szybko podszedł do drzwi, sprawdził, że wciąż są zamknięte i zajrzał za firankę. Zamiast przyczajonego podglądacza zobaczył tylko nocne niebo. Nikt go nie widział podczas kuracji. Dziewczyna nadal spała. Nakrył ją kołdrą i uświadomił sobie, że nawet nie wie, jak się nazywała.

***

W torebce znalazł prawo jazdy. Ania R……, lat dwadzieścia jeden, niezamężna. Nic więcej. Żadnego adresu ani danych najbliższej rodziny. Wziął do ręki jej naszyjnik, ale paciorki nic mu nie mówiły. Doszedł do wniosku, że dziewczyna miała go od niedawna, więc jeszcze nie przesiąkł jej aurą. Położył naszyjnik na łóżku. Za to zniszczony portfel okazał się prawdziwą skarbnicą obrazów. Adam w gwałtownej formie, zobaczył kilka ostatnich lat życia Ani, moment zakupu pierwszej działki kokainy, pierwszą szprycę, późniejsze uzależnienie, przejście na heroinę, znów uzależnienie, nałóg. Kradzieże na narkotykowym głodzie. Pracę w podrzędnych knajpach, nawet prostytucję, którą nazywała zupełnie inaczej, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. I w końcu nieuchronną samotność i odosobnienie. Pustkę, którą chciała zastąpić śmiercią… Adam odłożył portfel. Był spocony jak mysz. Miał ochotę napić się wina, ale wiedział, że to nic nie da. Nie tym razem. A poza tym nie zaspokoił swojej ciekawości. Jak to się stało, że przez siedem lat, bo tyle miał portfel ,Ania G…… upadła aż tak nisko. Znalazł stary pierścionek. Pamiątka rodzinna? Znów zapatrzył się w ciąg obrazów. Początkowo nie dotyczyły Ani. Adam domyślił się, że ogląda historię pierścionka od najdawniejszych czasów. Pchnął więc umysł troszeczkę naprzód w czasie, do miejsca, w którym ujrzał znajomą twarz dziewczyny. Ania miała siedem lat. Opiekun z sierocińca właśnie jej oddawał maleńką garść przedmiotów pozostałych z pożaru, w którym pół roku wcześniej zginęli jej rodzice. Od tamtej pory życie dziewczynki było nie do pozazdroszczenia. Zawsze wstydliwa, musiała znosić ostre docinki koleżanek i kpiny. Nieśmiałość szła w parze z ogromnym osamotnieniem. W okresie dojrzewania nie miała żadnych prawdziwych przyjaciół. Pierwsza miłość skończyła się istną katastrofą. Po tak bolesnym doświadczeniu Ania jeszcze bardziej stroniła od ludzi. Nie starczyło jej pieniędzy na szkołę. Imała się więc różnych zajęć, zawsze samotna, zamknięta w sobie i nieszczęśliwa. Jakiś czas później próbowała ukryć swój żal do świata za fasadą zbytniej wulgarności. Efektem tego była jedynie wątpliwa znajomość z młodym degeneratem o ksywie Wilk. Przeżyli razem okrągły rok i to on właśnie nauczył ją brać kokainę. Potem popadła w nałóg... i resztę Adam wyczytał już wcześniej ze zniszczonego portfela. Schował pierścionek do torebki i jednak sięgnął po flaszkę z winem. Pił tak długo, aż szczęśliwie pozbył się przygnębienia, które częściowo było jego, a częściowo Ani… Zasnął.

***

Obudziła go dziewczyna. Usiadła na łóżku, ujrzała, że ktoś leży pod ścianą, i zaczęła krzyczeć. Adam wstał, chwiejnie podszedł do niej i wlepił w nią nieprzytomne spojrzenie. Zamrugał.
Skąd się tu wzięłam? zapytała z wyraźnym przerażeniem.
Co mi zrobiłeś? nie odpowiedział. Cisza była jego jedynym zbawieniem. Nie potrafił mówić do ludzi. Może był niemy albo po prostu bał się każdego słowa? Wilgotne dłonie trzęsły mu się jak galareta. Pokręcił głową i uśmiechnął się nerwowo. W ten sposób próbował dać dziewczynie do zrozumienia, że chciał jej jedynie pomóc. Chyba choć trochę mu się udało, bo wyglądała na mniej przestraszoną. Zmarszczyła brwi i przykryła się pod samą szyję.
Przedawkowałam... ale nie umarłam!
Adam znów się uśmiechnął i wytarł ręce o koszulę. Anna ze zgrozą popatrzyła na swoje pokłute ramię. Bała się życia, bała się dalszej smutnej egzystencji. Zrozpaczona, że nie umarła, zaczęła histerycznie płakać. Bezwiednie odrzuciła głowę w tył, aż rozpuszczone włosy utworzyły złotą ramę wokół jej twarzy. Adam szybko wyciągnął rękę i dotknął jej… zasnęła. Nieco trzeźwiejszy podszedł do drzwi i wyjrzał na zmurszałe betonowe schody, na których kładły się promienie porannego słońca. Potem starannie zaciągnął firankę, zadowolony, że krzyki Anny nie zwabiły przygodnych gapiów. W łazience przemył twarz zimną wodą. Zastanawiał się, co ma zrobić. W pewnej chwili nawet przyszło mu do głowy, żeby odnieść dziewczynę tam, gdzie ją znalazł. Niech dalej sobie sama radzi. Ale nie umiał tego zrobić. Nie dopytywał się dlaczego, gdzieś w głębi duszy obawiał się odpowiedzi. Kiedy wycierał twarz w brudny ręcznik, uświadomił sobie, że wygląda jak ostatni żebrak. Szybko wykąpał się, ogolił i przebrał w czyste ciuchy. W dalszym ciągu przypominał żebraka, ale raczej żebraka z własnego wyboru, niż potrzeby. Zawiedzionego artystę? Albo może, jak w starych filmach, bogacza, który umknął przed śmiertelną nudą związaną z pozycją i majątkiem… Zdziwił się tymi myślami. Do tej pory był przekonany, że jest człowiekiem systematycznym, o dosyć wąskich horyzontach. Zdenerwowany odwrócił się od lustra i poszedł do pokoju, aby zobaczyć, co z dziewczyną. Pogrążona we śnie, wydawała mu się czysta i pogodna. Pozwolił jej spać jeszcze chwilę. Trzy godziny sprzątał dwa małe pokoje i zmienił pościel, nie budząc dziewczyny. Mógłby ją trzymać tu latami, pod czułą opieką, niczym pacjentkę w śpiączce. Byłby szczęśliwy, może szczęśliwszy niż kiedykolwiek przedtem? Lecz jednak doskonale wiedział, że tak nie można. Teraz był głodny. Ania też zgłodnieje, zanim się obudzi. Wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Dwa domy dalej, w małym sklepie spożywczym, kupił więcej jedzenia, niż to miał w zwyczaju.
Trzydzieści osiem złotych! powiedział kasjer ze źle ukrywaną wzgardą. Był przekonany, że biedak i tak nie ma czym zapłacić. Adam uniósł rękę, dotknął palcami czoła kasjera i wbił w niego wzrok. Tamten zamrugał, uśmiechnął się niezobowiązująco i chwycił w dłoń garść powietrza.
Reszta dla pana! mruknął. Pieczołowicie włożył powietrze do kasy, wydał reszty brzęczącą monetą i spakował zakupy do plastikowej torby. Adam czuł się nieswojo, wracając do domu. Nigdy dotąd nie użył drzemiącej w nim siły, żeby kogoś oszukać. Gdyby nie dziewczyna, spokojnie by dokończył nocnego grzebania w śmietnikach, złożył komplet sztućców, a potem wyruszył na inną eskapadę, na przykład do stacji metra, w poszukiwaniu zgubionych drobniaków. Złotówka tu, złotówka tam... Nie czuł się więc w pełni winny za to, co zaszło w sklepie, chociaż wiedział, że uległ podszeptom ciemnych mocy... W domu przyrządził obiad. Duszoną wieprzowinę, sałatkę, świeże owoce, i obudził Annę. Kiedy wskazał jej zastawiony stół, spojrzała na niego dziwnie. Strach narastał w niej na kształt czerwonego kwiatu. Adam szerokim gestem chciał zwrócić jej uwagę na schludnie posprzątany pokój. Uśmiechnął się zachęcająco. Dziewczyna usiadła i przypomniała sobie, że wciąż żyje. To był dla niej największy koszmar. Jęknęła płaczliwie. Adam błagalnie uniósł ręce. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Anna z poczerwieniałą twarzą głęboko zaczerpnęła tchu i próbowała uciec z łóżka. Znowu uśpił ją swoim dotykiem. Okrył ją kołdrą. Naiwnie myślał, że wystarczy wziąć kąpiel, przebrać się, ogolić i posprzątać, aby dziewczyna zapomniała o dawnych troskach i nabrała większej pewności siebie. Na to potrzeba było więcej czasu, czułej opieki, wytężonej pracy... i poświęceń. Wyrzucił obiad. Nie był już głodny. Przez całą noc siedział przy jej łóżku, kryjąc twarz w dłoniach i opierając łokcie na kolanach. Końce palców zdawały się wtapiać w jego skronie. Wciąż badał dziewczynę, dzielił z nią ból, nadzieję, rozpacz, marzenia, ambicje, niedoskonałości, ciężko zdobytą wiedzę, drobne radości, ciągłe nieporozumienia i chwile pewności. Zakradł się do jej duszy, pięknej w swym rozkwicie i zwiędłej zarazem.

***

Rano poszedł do ubikacji, potem wypił dwie szklanki wody i napoił również dziewczynę. Ciągle trzymał ją w stanie uśpienia. Na pewien czas usadowił się wśród światłocieni jej umysłu i pozostawał tam przez dzień i noc, robiąc jedynie krótkie przerwy. Szukał, badał, poznawał i dokonywał delikatnych zmian w psychice dziewczyny. Nigdy nie pytał, co sprawiło, że poświęcił tej sprawie tak wiele czasu, uczuć i energii. Wolał nie myśleć, że kierowała nim samotność. Wniknął w głąb Ani… zmieniał ją, dotykał jej, niepomny dalszych konsekwencji. Przed świtem następnego dnia było już po wszystkim. Jeszcze raz ją na wpół obudził i dał pić, żeby nie nabawiła się odwodnienia. Później kazał spać i sam położył się obok. Wziął ją za rękę. Zasnął ze zmęczenia i śniło mu się, że dryfuje po wielkim oceanie. Był jedynie maleńką plamką, która lada chwila miała zginąć w paszczy prehistorycznego Behemota sunącego gdzieś w głębinie. Może to dziwne, ale niczego się nie bał. Od dawna wiedział, że coś go w końcu pożre. Wstał dwanaście godzin później. Wykąpał się, ogolił, ubrał i ugotował następny obiad. Kiedy obudził Annę, usiadła ze zdumioną miną. Ale tym razem nie wrzeszczała.
Gdzie ja jestem? spytała. Adam bezgłośnie poruszył suchymi ustami. Znów stracił pewność siebie. Wreszcie zatoczył ręką koło, wskazując na pokój. Zadbał o to, żeby mieszkanie było znajome dla dziewczyny. Ania rozejrzała się z lekkim zakłopotaniem, ale już bez dławiącego strachu. Nie bała się życia. Adam ją wyleczył.
Przytulna chatka! powiedziała. Ale... jak się tu dostałam?
Adam oblizał usta, poszukał słów, lecz nic nie znalazł, więc po prostu wskazał na siebie palcem i wykrzywił usta w uśmiechu.
Nie możesz mówić? zapytała.
Jesteś niemową? Po chwilowym namyśle uchwycił się tej szansy i pokiwał głową.
Wybacz , powiedziała Ania. Popatrzyła na pokłutą rękę. Setki drobnych śladów po igle przypominały jej, że wstrzyknęła sobie śmiertelną dawkę heroiny. Adam chrząknął i wskazał na stół. Anna kazała mu się odwrócić. Wstała z łóżka i owinęła się kołdrą jak Rzymską togą. Usiadła przy stole i uśmiechnęła się.
Jestem głodna jak wilk! Biedne zabłąkane dziecko. Rozbroiła go swoim zachowaniem. Adam odpowiedział jej uśmiechem. Najgorsza chwila minęła w zasadzie bezboleśnie. Rozstawił nakrycia i zrobił lekceważący ruch ręką, jakby przepraszał za to, że nie jest zbyt dobrym kucharzem.
Wszystko wygląda smakowicie, zapewniła go Anna. Sięgnęła do półmiska i nałożyła sobie kopiastą porcję na talerz. Jadła w milczeniu. Chciała posprzątać po obiedzie, lecz bardzo szybko się zmęczyła i musiała wrócić do łóżka. Adam sam dokończył zmywania, a potem usiadł na krześle.
Co robisz?... Wzruszył ramionami.
Chodzi mi o to, jak zarabiasz na utrzymanie? Pomyślał o swoich dłoniach. Nawet gdyby mógł mówić, to zapewne nie wyznałby całej prawdy. Jeszcze raz wzruszył ramionami, co miało znaczyć: „Nic takiego”. Anna rozejrzała się po zaniedbanym pokoiku.
Żebrzesz? Nie odpowiedział, więc doszła do wniosku, że naprawdę był żebrakiem.
Jak długo mogę tu zostać? Gestem, miną i potakiwaniem Adam dał jej do zrozumienia, że tyle, ile zechce. Kiedy tę kwestię mieli już za sobą, Anna przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.
Można przygasić światło? Adam wstał i zgasił dwie z trzech lampek. Gdy się odwrócił, dziewczyna leżała naga na kołdrze. Lekko rozchyliła nogi.
Nie wiem, dlaczego mnie uratowałeś, ale na pewno nie za darmo, powiedziała.
Chyba rozumiesz, o czym mówię? Chcesz... nagrody? Masz do tego pełne prawo.
Zły i zdegustowany Adam wziął ze stosu w kącie czystą pościel i zaczął na nowo słać łóżko. Bardzo uważał, żeby przez przypadek nie dotknąć dziewczyny. Ania popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Gdy skończył, oznajmiła, że wcale nie jest śpiąca. Ale Adam był nieustępliwy. Dotknął jej i zasnęła na całą noc. Następnego dnia dosłownie pochłonęła śniadanie. Tym razem nic się nie zmarnowało. Potem spytała, czy może się wykąpać. Adam powoli zmywał naczynia i słuchał jej melodyjnego głosu, który dobiegał zza drzwi łazienki. Nigdy nie słyszał takiej piosenki. Anna wyszła, potrząsnęła czystymi włosami barwy dojrzałego miodu i zupełnie naga stanęła przy łóżku. Ruchem głowy wezwała do siebie Adama. Wyglądała o wiele zdrowiej niż poprzednio, chociaż wciąż była ciut za chuda. Wygłupiłam się wczoraj, powiedziała. Miałam brudne włosy i na pewno śmierdziałam na odległość. Ale teraz pachnę świeżym mydłem... Adam odwrócił się i popatrzył na kilka wciąż mokrych talerzy. Co się stało? spytała Anna. Nie umiał odpowiedzieć.
Nie chcesz mnie?... Pokręcił głową. „Nie”. Gwałtownie zaczerpnęła tchu. Nagle coś go boleśnie uderzyło w biodro. Odwrócił się i zobaczył, że dziewczyna wymachuje ciężką szklaną popielniczką. Wyszczerzyła zęby i prychnęła na niego jak rozzłoszczona kotka. Biła go popielniczką po plecach, tłukła zaciśniętą piąstką, kopała i piszczała. Potem zmęczyła się, zachwiała, rzuciła popielniczkę i wybuchnęła płaczem. Adam chciał ją serdecznie objąć i przytulić, ale znalazła w sobie dość energii, żeby go odepchnąć. Odwróciła się, dała krok w stronę łóżka i zemdlała. Podniósł ją i zaniósł na łóżko. Naciągnął na nią kołdrę, opatulił Anię i usiadł na krześle, czekając, aż odzyska przytomność. Po półgodzinie otworzyła oczy. Miała zawroty głowy i trzęsła się. Pocieszał ją, głaskał po włosach, ocierał załzawione oczy i przykładał zimny kompres na czoło. Wreszcie odzyskała mowę.
Jesteś pedałem, impotentem albo coś takiego? spytała. Pokręcił głową.
No to dlaczego? Chciałam ci zapłacić. Zawsze tak płacę. Nie mam nic innego. Dotknął jej. Przytrzymał. Grymasem twarzy i nieporadną pantomimą usiłował dać jej do zrozumienia, że już dostał swoją nagrodę. Najważniejsze, że tutaj była. Po południu kupił jej flanelową piżamę z długimi rękawami, dżinsy, koszulkę i gazetę. Rozbawił ją tą piżamą. Przebrała się, a później zaczęła mu czytać gazetę . Pewnie myślała, że tego nie potrafił. Adam postanowił nie wyprowadzać jej z błędu. Domniemany analfabetyzm był dla niego doskonałą przykrywką, pijacy nie czytują książek. A poza tym lubił słuchać jej głosu. Pobrzmiewała w nim sama słodycz. Następnego dnia Ania, w dżinsach i koszulce, wybrała się z nim na róg po zakupy. Adam próbował jej to wyperswadować, ale się uparła. Wręczył sprzedawcy niewidzialne dwadzieścia złotych i odebrał resztę. Zdawało mu się, że w tym czasie dziewczyna patrzyła gdzie indziej.
Jak to zrobiłeś? - zapytała, kiedy tylko wyszli. Spojrzał na nią z fałszywym zdziwieniem. „Co?”.
Nie udawaj!
Ania nie jest przygłupia! odparła.
Prawie krzyknęłam, gdy ten gość wziął od ciebie garść powietrza i jeszcze wydał resztę. Adam nie odpowiedział.
Zahipnotyzowałeś go? nalegała. Z ulgą pokiwał głową. „Tak”.
Musisz nauczyć mnie tej sztuczki. Milczał. Ale niełatwo było ją zniechęcić.
Chcę wiedzieć, jak go wykiwałeś! Jak tylko poznam takie sztuczki, to już nie będę dawać dupy! Chryste, ten facet cieszył się jak głupi, chociaż przecież nic nie dostał! Jak? Jak? Naucz mnie! Musisz! Adam jakoś wytrzymał te błagania przez całą drogę do domu. Ale na tym koniec. Bał się powiedzieć o swoich dłoniach. Wreszcie odepchnął ją od siebie tak, że zawadziła nogami o łóżko i usiadła, patrząc na niego z zaskoczeniem. Tego po nim się nie spodziewała. Umilkła. Po pewnym czasie atmosfera stała się nieco lżejsza. Jednak od tamtej pory wszystko się zmieniło. Ponieważ z nim nie rozmawiała, zwłaszcza o oszustwach. Miała o wiele więcej czasu na myślenie.
Ostatnią działkę wzięłam sześć dni temu , odezwała się wieczorem.
Aż dziwne, że mnie nie ssie... Od pięciu lat nie miałam takiej długiej przerwy. ”Winowajca” rozłożył ręce w geście zdziwienia.
Co zrobiłeś z tym wszystkim? Wywaliłeś? Towar też? Skinął głową. Na chwilę zapadła cisza. - Nie muszę ćpać!? powiedziała Annie.
To twoja sprawka, prawda? Zahipnotyzowałeś mnie? Adam przytaknął niemo, więc dodała.
Tak jak tamtego w sklepie, który myślał, że dostał od ciebie dwie dychy? Znów kiwnął głową, uniósł ręce i wybałuszył oczy jak hipnotyzer z cyrku, wygłupiający się przed publicznością.
To nie hipnoza, zdecydowała Anna, świdrując go wzrokiem. Od lat nikt nie przebił się przez jego tarczę.
Była o wiele bystrzejsza i inteligentniejsza, niż mu się zdawało. Od początku zaczęła zawracać mu głowę, ale tym razem nie chodziło jej o oszustwo.
Ty! Powiedz, jak to jest naprawdę? Od jak dawna masz te zdolności? Tę moc? Nie wstydź się! To cudowne! Powinieneś być z siebie dumny! Wszystkich potrafisz wodzić za nos! I tak dalej. Noc ciągnęła się w nieskończoność. W pewnym momencie… Adam nie pamiętał dokładnie, kiedy ani co sprawiło, że w końcu dał się przekonać, urządził mały pokaz. Był zdenerwowany i bez przerwy wycierał „magiczne” dłonie o koszulę. Z jednej strony chciał się popisać przed dziewczyną niczym uczniak na pierwszej randce, z drugiej… bał się tego, co nastąpi potem. Najpierw dał jej banknot dwudziestozłotowy. Oczywiście banknotu nie było, lecz Ania go widziała. Później kazał mu zniknąć. Energicznym machnięciem ręki zmusił kubek (pusty) do lewitacji. Potem w ten sam sposób uniósł drugi kubek (z kawą), krzesło, lampę, łóżko (puste), łóżko (z dziewczyną) i na koniec siebie. Sunął nad ziemią jak hinduski fakir. Ania piszczała z uciechy. Namówiła go, żeby dał jej polatać na miotle. Tuliła go, całowała i prosiła o dalsze sztuczki. Adam zdalnie odkręcił kran i rozdzielił wodę na dwa strumyki, spływające po przeciwległych ściankach zlewu. Ania chlusnęła na niego z pełnej szklanki. Adam zatrzymał krople w powietrzu i obracał nimi setki razy, lecz sam pozostał zupełnie suchy.
Hej... powiedziała zaczerwieniona. Pierwszy raz widział ją tak podnieconą.
Nikt już nam nigdy więcej nie podskoczy! Nikt! Wspięła się na palce i uściskała go z całej siły. Adam uśmiechał się. Jesteś cudowny! zawołała Ania. Wiedział, że wkrótce przyjdzie taki dzień, w którym oboje trafią do łóżka. Wkrótce... Myślał o tym z błogą nadzieją i jednocześnie strasznym przerażeniem. To oznaczało ogromną zmianę. Dziewczyna wciąż nie rozumiała, czym w istocie był dar Adama. Ani przez chwilę nie podejrzewała, że jego dłonie staną się przeszkodą nie do pokonania.
Nie wiem, dlaczego ukrywasz... swój talent , powiedziała.

***

Adam musiał jej to wyjaśnić. Sięgnął pamięcią do niechcianych wspomnień z dzieciństwa, skrzętnie skrywanych przez minione lata. Usiłował coś opowiedzieć - najpierw słowami, a gdy nie przyszły, wrócił do mowy gestów. Ania w jakiś dziwny sposób pojęła jego zachowanie.
Skrzywdzili cię. Skinął głową. „Tak, nawet bardzo”. Jako dwunastolatek odkrył nagle, że jest zupełnie inny. To było tak, jakby w okresie dojrzewania ujawniły się u niego pewne drugorzędne cechy płciowe. Początkowo zmiana przebiegała łagodnie. Kłopoty przyszły dopiero potem. O takich rzeczach dzieci nie rozmawiają z dorosłymi. Adam nie zwierzał się nawet swoim rówieśnikom, chociaż wśród nich miał kilku zaufanych przyjaciół. Prawdę mówiąc, nie wiedział, co począć z rękami obdarzonymi tak niezwykłą siłą. Później stopniowo prawda wyszła na jaw. Adam popisywał się przed kolegami. Uważali to za wspólną tajemnicę, niedostępną dla świata dorosłych. Ale po pewnym czasie zaczęli mu dokuczać. Najpierw robili to ukradkiem, potem bez żadnych ograniczeń. Bili go i kopali, wpychali w błoto i kazali pić brudną wodę. Wszystko dlatego, że był odmieńcem. Z jednym zapewne by sobie poradził, może z dwoma. Lecz nie z całą bandą... Przez kilka lat udawał „normalnego” chłopca. Wkrótce jednak przekonał się, że na dłuższą metę tłumienie tych zdolności wiąże się z ryzykiem poważnych dolegliwości psychicznych i fizycznych. Chęć wykorzystania drzemiącej w nim mocy była silniejsza od potrzeby snu i popędu płciowego. Silniejsza od życia. Wstrzemięźliwość sprawiła, że schudł, stał się nerwowy i ciągle chorował. Powrócił zatem do dawnych praktyk, ale od tej pory robił to po kryjomu. Z wolna zrozumiał, że z konieczności musi żyć samotnie. Tak jak świetny sportowiec lub elokwentny mówca mimo woli zawsze wyróżniał się z tłumu. Wystarczył moment nieuwagi, by znajomi zaczynali patrzeć na niego ze zdumieniem. Co chwila tracił przyjaciół i wolał nawet nie myśleć, co będzie dalej. Wreszcie odsunął się od wszystkich i wybrał żywot żebraka. W wielkim mieście stał się kloszardem, jednym z duchów betonowej dżungli… niewidzialnym, samotnym i bezpiecznym.
Ludzie po prostu ci zazdrościli, powiedziała Ania. Niektórzy pewnie się bali. Nie wszyscy... Moim zdaniem jesteś wspaniały. Wytłumaczył jej na migi tyle, ile potrafił. Dwa razy chrząknął, żeby coś powiedzieć, ale nic z tego mu nie wyszło.
Znałeś ich myśli, domyśliła się Ania i westchnęła. I co z tego? Każdy ma jakieś tajemnice. Nie wolno cię za to potępiać... Pokręciła głową. Teraz nie musisz już uciekać. We dwójkę damy sobie radę. Sami przeciwko światu... Adam przytaknął niemo. Przykro mu było, że ją okłamywał, bo właśnie pojaśniała sieć. Tak po prostu, pstryk i gotowe. Resztę mógł sobie łatwo dopowiedzieć. Ania ochłonie, pomyśli trochę... i zacznie panikować. Przedtem zdarzało się to tylko wtedy, kiedy przekraczał próg intymności. Lecz Ania była wyjątkowa. Nie musiało dojść do zbliżenia, żeby znalazła się w jego sieci. Następnego dnia wciąż snuła dalsze wspólne plany. Adam słuchał jej z przyjemnością. Cieszył się każdą mijającą chwilą, bo dobrze wiedział, że to już nie potrwa długo.

***

Wracała pustka. Sieć odbierała wszelką radość. Po kolacji leżeli w łóżku, trzymając się za ręce. Wszystko szło tak, jak przewidywał. Dziewczyna była cicha i zamyślona.
Czytałeś dzisiaj w moich myślach? spytała nagle. Kłamstwa nie miały najmniejszego sensu. Adam skinął głową.
Dużo?... „Tak”.
Za każdym razem z góry wiesz, co chcę powiedzieć. Adam zamarł ze strachu. Czekał.
Robiłeś to przez cały dzień? Przytaknął. Zmarszczyła brwi i odezwała się ostrzejszym tonem.
W tej chwili przestań. Przestałeś? „Tak”. Usiadła i zabrała rękę z jego dłoni. Przypatrzyła mu się uważnie.
Nie kłam. Niemal czuję w środku, że wciąż mnie obserwujesz. Bał się cokolwiek odpowiedzieć. Z powrotem wzięła go za rękę.
Nic nie rozumiesz? Głupio mi, że nie muszę ci niczego mówić. Że wszystko widzisz w mojej głowie. Czuję się jak idiotka żyjąca z geniuszem. Adam próbował ją uspokoić i zmienić temat rozmowy. Zaskrzeczał niczym zaczarowana żaba z pretensjami do tytułu księcia, ale zaraz wrócił do mowy znaków.
Gdybym miała twoje zdolności... ciągnęła Ania. Ale tak... Czuję się niepotrzebna. Gorzej. To mi się wcale nie podoba. Przez chwilę milczała wyczekująco.
Przestałeś? „Tak”.
Kłamiesz.! Czuję... Tak... wciąż czuję! Nagle coś przyszło jej do głowy i odsunęła się ze strachem. Potrafisz przestać? Nie mógł jej wytłumaczyć działania sieci. Z chwilą, kiedy ktoś stawał mu się bardzo bliski, następowało tajemnicze złączenie umysłów. Adam sam dobrze tego nie rozumiał , chociaż w przeszłości miewał już podobne doświadczenia. Jak miał wyjaśnić, że od kilku godzin Ania stała się jego częścią... jakby „przedłużeniem”? Słabym skinieniem głowy potwierdził najgorszą prawdę.
„Nie umiem wyjść z twoich myśli, Aniu. To dla mnie jest jak oddychanie”.
Żadnych tajemnic, niespodzianek... powiedziała z namysłem. Nic się przed tobą nie ukryje. Mijały minuty. W końcu zaczniesz rządzić moim życiem. Westchnęła. Po cichu będziesz podejmował za mnie przeróżne decyzje. Zmuszał mnie do działania. A może już to się zaczęło? Akurat tego Adam nie potrafił, ale i tak nigdy by jej do siebie nie przekonał. Już zaczynała dyszeć z przerażenia. Oglądał to dziesiątki razy.
Muszę stąd zaraz odejść! rzekła. Jeśli mi pozwolisz. Ze smutkiem położył drżącą dłoń na głowie Anny, i zesłał na nią przelotną, lecz głęboką ciemność…
Tej nocy, kiedy spała, Adam wszedł w jej umysł i usunął wspomnienia. W trakcie roboty przez cały czas pociągał ze stojącej przy łóżku butelki wina. Skończył przed świtem. Ulice były posępne i puste. Adam zaniósł dziewczynę tam, gdzie ją kiedyś znalazł, posadził, oparł o ścianę i położył obok torebkę. Ania nie była już narkomanką. W dodatku dał jej pewność siebie i poczucie własnej wartości. Taki niewielki prezent, z którym mogła zacząć zupełnie nowe życie…
Wrócił do domu, ani razu nie oglądając się za siebie. Więcej nie widział jej jasnej i pięknej twarzy. Odkorkował nową butelkę. Kilka godzin później, kompletnie pijany, tysięczny raz powtarzał w myślach słowa słyszane w dzieciństwie od jednego z „przyjaciół”, któremu powierzył swój sekret.
„Na dobrą sprawę możesz rządzić światem, Adasiu! Jesteś nadczłowiekiem!”.
Roześmiał się przez łzy, na całe gardło, parskając wokół siebie winem. Pan świata! Nie miał władzy nawet nad swoim umysłem. Nadczłowiek! Wśród normalnych ludzi nadczłowiek nie był ani królem, ani romantycznym zbiegiem. Był najzwyczajniej sam. A samotnie nie można niczego... Myślał o Ani. O niespełnionym marzeniu o miłości i pogrzebanych planach na przyszłość. Znów pił. Po północy wybrał się na tył restauracji Rosa, żeby poszperać w śmieciach. Przynajmniej taki miał zamiar. W rezultacie przez całą noc przemykał ciemnymi, krętymi uliczkami, wyciągając ręce przed siebie niczym ślepiec, który w rozpaczy zgubił drogę… Bo dla Ani nigdy nie istniał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez fallenar dnia Sob 15:57, 02 Sty 2016, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lowca1811
PostWysłany: Sob 11:55, 02 Sty 2016 
Administrator


Dołączył: 30 Wrz 2011
Posty: 944
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lublina okolice
Płeć: Mężczyzna


Czytałem zaglądając w każdy szczegół tego obrazu myśli natchnionych,
Zabrakło mi słów żeby go opisać , ta opowieść jest bardzo realna i żyje wciąż własnym życiem.
Wielki szacunek i ukłon
Mój Drogi Fallenarze
Mój Ukłon


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wompir
PostWysłany: Śro 11:17, 29 Cze 2022 
Obserwujący


Dołączył: 21 Cze 2022
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta


Kawał dobrej i mroczniej literatury.




_________________
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum Forum o wampirach i dla wampirów Strona Główna  ~  Książki, poezja

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach